top of page

Monochromatyczny #sytobrunch na scenie Teatru Kana


fot. materiały prywatne #sytobrunch



"Marzenia zamieniam w cele". To moje motto od kilku lat, które prowadzi mnie przez życie i nadaje ogromnej ilości kolorów. Każdy, nawet najmniejszy, zrealizowany cel to czysta radość i coraz większa wiara, że jeżeli czegoś bardzo się chce to MOŻNA. Można to zrobić, mieć, być, czuć, przeżywać. Po prostu. Bez zbędnej otoczki.


Takim marzeniem było zorganizowanie brunchu na scenie teatru. Lepszego miejsca niż czarne deski sceny Teatru Kana chyba w Szczecinie nie ma.


Zanim jednak rozpoczniesz czytać ten wpis, kliknij PLAY, aby w 200% zanurzyć się w tę wyjątkową i magiczną, brunchową historię.



Czerń. Ta wszechobecna czerń. Wodzę wzrokiem po każdym elemencie, po nierównościach podłogi, rysach po odbytych spektaklach. Zgubiłam się w tej otchłani. Bezpowrotnie się w tym zatraciłam. Zabrała mnie wizja tego, że reżyserem najbliższego spektaklu będę ja. Stoję przez chwilę na wprost sceny i oczami wyobraźni maluje obraz z przyszłości. Dokładnie widzę, jak będzie wyglądał stół, że światła reflektorów będą odbijały się od kryształowych kieliszków, a talerze z jedzeniem będą wirowały, podawane z rąk do rąk.


Sen czy jawa ?


Pomimo, że #sytobrunch na scenie Teatru Kana jest już przeszłością, ja wciąż nie jestem pewna czy wydarzyło się to naprawdę czy był to tylko bardzo realistyczny sen ?


Czekałam na ten dzień wiele miesięcy, by móc zaprosić do stołu, jakiego jeszcze na brunchu nie było, do miejsca bardzo wyjątkowego i ważnego dla samego Szczecina.



Teatr Kana działa w Szczecinie nieprzerwanie od 44 lat, realizując spektakle promujące Miasto w Polsce i na świecie, a także realizując projekty artystyczne i kulturotwórcze skierowane do mieszkańców, w tym ukierunkowane na "poszukiwanie tożsamości miejsca" (badające lokalność, sąsiedzkość, historię, współtworzone z mieszkańcami).


Autorski Ośrodek Teatralny został założony przez Zygmunta Duczyńskiego, którego działania kulturotwórcze od początku istnienia Kany (1979) były ukierunkowane na - jak to określał - "więcej niż własny teatr", "przywracanie obecności", na prezentowanie w Szczecinie ważnych zjawisk i twórców teatru poszukującego, a także na szeroko rozumianą nieformalną edukację kulturalno-artystyczną.


Zespół Teatru Kana wierzy w siłę spotkania i sprawczą moc sztuki. Chcą dawać impuls do zmian i mieć wpływ na rzeczywistość. Działają pomiędzy gatunkami, stylami, kulturami - zawsze ciekawi tego, co nieoczywiste. Biorą odpowiedzialność za to, co współtworzą. Kana jest przestrzenią bezpośredniego doświadczania spektaklu, ruchu, obrazu, dźwięku, różnorodności zrodzonej z pasji - od kameralnych opowieści do głośnego krzyku w środku miasta.


Ośrodek Teatralny Kana to również połączenie działalności Piwnicy Kany oraz Łąki Kany.



Budynek Kany mieści się naprzeciwko Zamku Książątek Pomorskich. To niewielki, kameralny teatr, który od samego wejścia czaruje ciepłą i gościnną atmosferą. A to podczas brunchu jest dla mnie najważniejsze.


Po przekroczeniu drzwi na główną scenę oczom ukazuje się długi stół, na który skierowane jest światło teatralnych reflektorów, bo to właśnie on gra pierwsze skrzypce podczas tego brunchowego przedstawienia.



Tym razem postawiłam na monochromatyczne, klasyczne połączenie czerni i bieli. Oczywistym wyborem był biały obrus i czarne serwety. Do tego czarne wydruki menu przepięknie prezentowały się na kryształowych talerzach od Manimali. Pomiędzy talerzami ustawiłam czarne świeczniki i świece, które nadały jeszcze bardziej eleganckiego klimatu.


Największą zmianą i wisienką na wizualnym torcie były przezroczyste krzesła Ghost. Marzyłam o realizacji przy użyciu tych krzeseł od tak dawna, że kiedy nareszcie mogła je ustawić przy stole, byłam zachwycona. Całe moje ciało przeszły ciarki. WYSZŁO BAJECZNIE.

Nie zabrakło pięknych kryształowych kieliszków od Propsy Home oraz mniejszych kryształowych miseczek czy pater, na których podawane było jedzenie. Migoczący z każdej strony spektakl światła. Zostałam rozkochana tym efektem.



Jeśli już o jedzeniu mowa to ciężko było oprzeć się jesiennym smakom, które teraz królują w ryneczkowych skrzynkach. Menu było pełne dyni, grillowanej kukurydzy, śliwek czy żurawiny. Na talerzach znalazło się min.: galette z pieczoną dynią w sosie z syropu klonowego i pomarańczy na mascarpone, pieczona marchewka w Harrisie z żurawiną i płatkami migdałowymi, marynowane boczniaki w chili na pure z fasoli czy beza z mascaprone, pieczonymi śliwkami i pistacjami.

Dopełnieniem całej stylizacji stołu oczywiście były kwiaty. Zależało mi, aby kompozycje podtrzymały minimalistyczny i klasyczny klimat. W kryształowych miseczkach od Manimali znalazły się eleganckie, białe kalie, róże i tulipany. Czysta prostota i elegancja. Wizualny majstersztyk.


Po uczcie dla zmysłów przyszedł czas na wspólne odkrywanie zakamarków Teatru Kana. Po wszystkich ukrytych miejscach teatru oprowadził gości dyrektor Dariusz Mikuła. Z ogromnym zapałem i pasją do tego miejsca, zdradził wiele teatralnych sekretów, oprowadził po scenicznym zapleczu, garderobie dla aktorów, opowiedział o zbliżających się spektaklach, a z Pauliną Balińską opowiedzieli o wspólnych działaniach, które Teatr Kana łączy z działalnością Piwnicy Kany.

Po powrocie do stołu, na gości czekały przygotowane przez załogę teatru Kana upominki. Każdy z gości otrzymał folder z najbliższymi spektaklami oraz bilety wstępu na dowolne, wybrane przedstawienie.

Nie będę ukrywać, ten brunch wzbudza we mnie wiele pozytywnych emocji. Całe moje ciało przeszywają ciarki na samą myśl o tym, jak piękne i wyjątkowe było to spotkanie. Cudownie było widzieć, że w tej lekko tajemniczej atmosferze wszyscy goście potrafili być tak otwarci i ciekawi drugiej osoby.


Jak dla mnie, można byłoby zaprosić osoby na widownie i zrobić z tego spektakl. Wirujące talerze z jedzeniem wędrujące z rąk do rąk, wymazane wszystkimi kolorami serwowanych dań, tworzyły dla mnie obraz, w którym bez reszty można by się zatracić.


Lubię stawiać sobie poprzeczkę wysoko, ale teraz nie wiem, jak to przebije. Serio. Kolejny brunchowi rok to dopiero będzie wizualne wyzwanie !


I to by było na tyle.


Kolejna brunchowi historia została zapisana na kartach mojej pamięci. Po raz kolejny moje serce zostało napełnione energią, która nie pozwala zwalniać! Po takim spotkaniu chce tylko więcej!


Darku, Paulino i cała załogo Teatru Kana - DZIĘKUJĘ z całego mojego brunchowego serca za tak ciepłe przyjęcie, za otwartość i chęć pomocy w każdym najdrobniejszym szczególe. Za dostępność i oddanie sceny Teatru w moje ręce. Za prezenty dla gości i dostosowanie teatralnego kalendarza pod tą wyjątkową niedzielę. Czuję się zaszczycona móc zrealizowanie brunch w Waszych progach !


Karolina - dziękuję bardzo za wręcz teatralne uwiecznienie tej wyjątkowej niedzieli w jakże trudnych warunkach. Świetnie sobie poradziłaś i oddałaś magię tego dnia. Dodatkowo Twoje ciepło i radość jest wręcz zarażająca. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze przy nie jednym projekcie.


#sytobrunch w Teatr Kana nie powstałby, gdyby nie współpraca z wieloma lokalnymi (i nie tylko!) firmami:


PropsyHome - zastawa: kryształowe kieliszki, patery, miseczki

Manimali - kryształowe talerze, świeczniki, wazony

U.Studio - sprzęt cateringowy

Mamy To ! - obrusy i serwety

to.kawa - zapas lokalnej, najlepszej kawy

Ayursofia - ziołowe napary

Mama Beata - wsparcie w pieczeniu ciast



Więcej o projekcie #sytobrunch oraz kolejnych datach spotkań, odsyłam na Instagramowe konto.

Dodaj do obserwowanych i bądź na bieżąco!


Jeżeli nie masz konta na Instagramie, zawsze możesz wysłać zapytanie na maila sytobrunch@gmail.com




Do zobaczenia przy wspólnym stole!

Magdalena


bottom of page