#szczecin to miasto, które dla wielu osób jest szare, ponure, bez wyrazu i polotu. Miasto, które od lat stoi w cieniu innych polskich miast, trochę nieśmiałe, niedocenione, zwykłe.
Dla mnie to miasto jest niczym kolorowy ptak. Wyjątkowe, barwne, pełne wyrazu i majestatu. Codziennie z premedytacją gubię się między uliczkami po to, aby na nowo odkrywać każdy najdrobniejszy detal. Uwielbiam obserwować, jak Szczecin zmienia się w zależności od pory roku. Aktualnie, wiosenny zielony wodospad, maluje to miasto w barwach, które trudno opisać jest słowami. Ilość parków i drzew w naszym mieście, sprawia, że mimo miejskiego zgiełku, wiecznie czuję się, gdybym mieszkała w zaczarowanym ogrodzie.
Magiczne są również dla mnie miejsca napełnione ludzkimi historiami, dotknięte zębem czasu, z duszą i charakterem. Takim właśnie miejscem jest Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie.
Od setek lat, mury tego miejsca przechowują w sobie tysiące ludzkich historii. To one pierwsze i ostatnie widziały to, co my teraz możemy tylko oglądać na starych rycinach lub wysłuchiwać w opowieściach. Wiedzą to, czego my nigdy się nie dowiemy, jednocześnie dają nam przestrzeń do tworzenia własnych historii.
W ostatnią niedziele, razem z uczestnikami niedzielnego #sytobrunch, namalowaliśmy naszą historię, która na zawsze została zamknięta w murach tego miejscach.
To był bardzo magiczny i wyjątkowy czas.
Wielokrotnie próbuje opisać słowami atmosferę i to, co działo się na każdym brunchu. Ile razy bym nie próbowała, za każdym razem jest to bardzo trudne zadanie, ponieważ niepowtarzalność miejsca oraz ludzi, sprawia, że nie ma dwóch takich samych spotkań. Po drugie, pewne rzeczy po prostu się czuję, ich nie trzeba opisywać, tak po prostu jest. Tak było właśnie podczas tego #sytobrunch. Energia płynęła pomiędzy uczestnikami w sposób naturalny, tak od wejścia. Zresztą, spójrzcie na te zdjęcia!
Gdybym jednak miałabym użyć słów, to te niedzielne spotkanie miało w sobie spokój i błogość. Mimo upływającego czasu, o którym wielokrotnie przypominały nam dźwięki zegara, czułam się, że jesteśmy zawieszeni. Zatrzymaliśmy się tu i teraz, aby cieszyć się swoją obecnością, rozmawiając i celebrując TEN właśnie moment.
Pogoda rozpieściła nasze zmysły, tak samo, jak jedzenie, które w błyskawicznym tempie znikało z talerzy. Obserwowanie Waszych zaskoczonych min, kiedy próbujecie nowych smaków, sprawia mi najwięcej radości. Ten błysk w oku i błogość na twarzy, mówi mi więcej niż tysiące pięknych opinii.
Wiosna to magiczny czas. Ryneczkowe skrzynki zaczynają wypełniać świeże szparagi, botwinka, rabarbar czy młoda kapusta. Ślinka mi cieknie na samą myśl o tych wszystkich cudach, które można wyczarować. Oczywiście, podczas brunchu, nie zabrakło tych wiosennych skarbów, w serwowanych menu. Triumfy świeciły pieczone szparagi z kaparami, migdałami, masłem i koperkiem, do tego, sałatka z pieczonego buraka i rabarbaru z cebulą czerwoną i gorgonzolą. Botwinka swoje pięć minut miała w kaszotto z kaszy gryczanej z młodą kapustą, ciecierzycą i szparagami. Nie zabrakło również słodkości w postacie tarty z rabarbarem i truskawkami pod migdałową kruszonką. Wszystko zniknęło, nawet nie było, co sprzątać z talerzy. Ale czy można się było dziwić, kiedy na stole podane zostały takie potrawy?
Od zawsze uważam się za estetkę. Uwielbiam patrzeć na rzeczy, dla mnie, piękne i wyjątkowe. Lubię otaczać się nietuzinkowością miejsc i przedmiotów. Rozkochuje swoje oczy w przedmiotach z drugiej ręki, z innej epoki, bo wiem, że już mogę tego nigdy nie zobaczyć.
Na całe szczęście, są takie osoby jak Łukasz z Propsy Home, który postrzega świat, w bardzo podobny sposób, jak ja. Wyszukuje stare naczynia, by potem przekazać, je w świadome i nowe ręce, które z dbałością oraz zachwytem, będą dalej ich używać. Tym razem, specjalnie na brunch na Zamku, wyszperaliśmy bardzo elegancką zastawę, jak na zamkowe przyjęcie przystało.
Biało złote talerze oraz filiżanki, idealnie pasowały do bordowych serwet i mosiężnych wazonów, w których znalazły się gerbery w iście wiosenny kolorach. Moja wyobraźnia z reguły mnie nie zawodzi, jednak w tym przypadku, efekt przerósł moje wyobrażenia. Jestem zachwycona efektem końcowym tego, jak wyglądał stół.
Cały spektakl dopełniło słońce, które wraz z upływającym czasem, przeszło przez cały stół, aby na koniec zakryć się za murami Zamku i dać trochę ciepła innym mieszkańcom. Jednak to nikomu nie przeszkadzało, ponieważ siedząc w cieniu, z zapartym tchem, słuchaliśmy zamkowych opowieści przewodnika - Tomasza Wieczorka. Dawno nie widziałam nikogo, kto z takim zapałem i szczęściem w oczach, opowiadał o rzeczach powszechnie trudnych. Historia dziejów Zamku Książąt Pomorskich, brzmiała niczym najlepsza powieść.
Na koniec każdy z uczestników brunchu, mógł zapakować do słoiczków lub pojemników, które zabrał ze sobą to, czego nie udało nam się zjeść. W ten sposób brunchowe smaki można było zabrać ze sobą i cieszyć się nimi znacznie dłużej niż tylko w tę jedną niedziele.
A ja?
Szczęśliwa, spełniona i wypełniona po brzegi najlepsza energią, zabralam wszystko, co przywiozłam, zapakowałam samochód i odjechałam swoich brunch mobilem w stronę lepszego jutra, słońca i kolejnych brunchowych spotkań.
Czekam na kolejne nowe historie, miejsca i ludzi, bo każda jest wyjątkowa.
Na koniec, chciałam ogromnie podziękować dyrekcji oraz całemu zespołowi Zamku Książąt Pomorskich za zaufanie, pomoc i gościnność. To pierwsza publiczna instytucja, która wpuściła mnie w swoje progi i z ogromnym ciepłem przyjęła mnie, jak członka rodziny.
Pani Moniko, Agnieszka - to ogromne wyróżnienie dla mnie, że wspólnie mogłyśmy dołożyć cegiełkę do tych zamkowych historii. Mam nadzieję, że nie było to ostatnie spotkanie i że następnym razem, razem, postawimy stół bliżej nieba!
Autorem tej pięknej fotorelacji, jest Aleksander, fotograf o sokolim oku, skupionym na detalach, które tak uwielbiam. Cenię za jakość, kadry i czułość na momenty, które dla wielu z nas przemykają niezauważone.
#sytobrunch na Zamku nie powstałby gdyby nie współpraca z wieloma lokalnymi firmami:
Propsy Home - złota zastawa oraz wazony
Mamy to! - obrusy i serwety
U.Studio - sprzęt cateringowy, stoły i krzesła
Maniflore - wsparcie kwiatowe
Pixie Dixie Studio - oprawa graficzna, menu i okładki
to.kawa - zapas lokalnej, najlepszej kawy
Ayursofia - ziołowe napary
Mama Beata - wsparcie w pieczeniu ciast
Więcej o projekcie #sytobrunch oraz kolejnych datach spotkań, odsyłam na Instagramowe konto.
Dodaj do obserwowanych i bądź na bieżąco!
Comments