top of page

Magiczny letni wieczór w Sady Rajewscy&SYTObrunch

Ile razy w swoim codziennym życiu powiesz coś do obcej osoby, tak po prostu? O co właściwie zapytasz, kiedy jej tak naprawdę nie znasz? Nie masz żadnego punktu odniesienia, wskazówki, nic, kompletna pustka. A jednak, od ponad 4 lat na każdą edycję #sytobrunch przychodzą obce sobie osoby i spędzają kilka długich godzin na rozmowie. O czym? Tutaj musimy cofnąć się o kilka dni.



Zanim jednak rozpoczniesz czytać ten wpis, kliknij PLAY, aby w 200% zanurzyć się w tę wyjątkową i magiczną, brunchową historię, którą tym razem swój zastał przepiękny wieczór w Sadzie.



Gdzie odbywa się #sytobrunch ?

Jest piątek 7:00 rano, budzę się i pierwsze, co robię to sięgam po telefon i sprawdzam pogodę na sobotni wieczór. Chwila mija, a ja zamieram, kiedy spoglądam na niebieski ekran telefonu. Patrzę i nie wierzę. Spełnia się właśnie jeden z moich koszmarów, całą sobotę ma padać, a w godzinach zaplanowanego spotkania, ma być taka ulewa, że wszystkich by nas zmyło, razem z krzesłami.


Trzy głębokie wdechy i wiem, że potrzebuję na ten fakt JAKOŚ zareagować, ale jak? Postawić namioty, parasole, odwołać, przenieść na inny termin? Żadna z tych opcji nie wydaje się atrakcyjna, ale COŚ trzeba zrobić. Serce kłóci się z rozumem, ale od samego rana dzownię, gdzie tylko muszę i sprawdzam, jakie mam opcje. Długo nad tym myślałam, a podejmuje decyzję.


PRZENOSZĘ sobotni event na niedziele.


Czy jestem pewna tej decyzji ? Nie wiem, ale muszę zaryzykować. Pogoda na następny dzień jawi się o czyste niebo lepiej, więc warto zaryzykować. Jaki będzie efekt, okaże się następnego dnia.

#sytobrunch & Sady Rajewscy

Niedziela, 7:00 rano, leje. Ściana deszczu wita mnie za oknem zaraz po przebudzeniu. Czy zwątpiłam w słuszność swojej decyzji? A i owszem? Czy sobota nie okazała się pochmurna, chłodna, wietrzna, ale bez deszczu? Dokładnie tak. Co mi pozostało? Czekać do wieczora i bardzo mocno wierzyć, że aplikacja pogodowa się nie myliła !


Przychodzi godzina 15:00, na niebie pojawia się lekkie słońce, temperatura wzrasta, w wraz z nią, emocje, które mi towarzyszą. Dwa busy spakowane, ruszamy na trzeci brunch w Sadach Rajewscy. Po kilkunatsu minutach jazdy samochodem zanurzamy się w zielonych i bujnych alejkach Sadów, które w środku lata mają swój pełny rozkwit.

Od przekroczenia bramy sadu, od razu czuć unoszący się w powietrzu zapach jabłek, gruszek, brzoskwin i dojrzewających śliwek. Nie ma się czemu dziwić, ponieważ Sady Rajewscy to rodzinna firma powstała na gruncie wielopokoleniowego sadu owocowego prowadzonego w miejscowości Karwowo pod Szczecinem. Aktualnie to już trzecie pokolenie sadowników, którzy z pasją i zaangażowaniem oddają się uprawianiu starych oraz nowych odmian jabłoni i grusz.


To miejsce kipi historią, w której człowiek aż chce się zanurzyć. Poznać od podszewki, zwyczajnie chłonąć każdy kawałek tego miejsca, które emanuje ciszą, spokojem i wszechobecną zielenią. Idealne miejsce na odpoczynek po całym tygodniu pracy.

Aby dotrzeć na miejsce spotkania należało zostawić samochód w wyznaczonym miejscu i po przejściu kilkudziesięciu metrów pod górkę, skręcić w jedną z najstarszych alejek, a tam, zza drzewem ukryty był brunchowy stół, który w świetle zachodzącego słońca jawił się niczym obraz z najpiękniejszej opowieści.


Aranżacja stołu

Na stole pojawiły się jasno beżowe obrusy, które były niczym czyste płótne, na którym namalowałam ten letni obraz. Zwinięte różowe serwety pięknie kontrastowały na złotych okładkach menu przy akompaniamencie świeżo zerwanych z sadu brzoskwiń. Efekt ? Oszałamiający.


Tłem dla serwet i menu były kryształowe talerze oraz proste, klasyczne kieliszki i filiżanki. Od samego początku zależało mi na tym, aby to natura grała pierwsze skrzypce. By żaden element nie odciągął wzroku od tych pięknych jabłonek, szczególnie, że zasiedliśmy do stołu pośród wiekowych papierówek.

Z każdej strony muskały nasz zielone gałązki jabłonek, jednak ten brunchowy stół, nigdy nie będzie pełny jeżeli zabraknie na nim kwiatów. Tym razem postawiłam na moje tegoroczne odkrycie, czyli zaopatrzyłam się w przepiękne, letnie okazy kwiatów z lokalnej farmy kwiatowej.


W kryształowych wazonikach od Manimali znalazły się różowe cynie, pomarańczowe dalie anemonowe, białe jeżówki i fioletowe werbeny. Rozkochana jestem w tych kwiatowych cudach i połączeniu koloroystycznym, szczególnie, że większość z tych kwiatów rośnie w moim ogrodzie i cieszy oko na co dzień.


Wyszło naturalnie, sielsko i dodało uroku do całej aranżacji.

Kuchnia roślinna na #sytobrunch

Środek lata, ciepły wieczór (no prawie) i menu, które było odzwierciedleniem tego momentu w roku. Nie zabrakło pomidorów, malin, brzoskwiń, moreli, młodej kapusty czy marchewek. Można było szaleć, a to chyba uwielbiam najbardziej. Ten luz w komponowaniu menu.


Na stole znalazły się pomidory w dwóch odmianach: jako sałatka z kolendrowym sosem i surową cebula oraz bawole serca z wędzonym twarogiem, malinami i sosem chili. BAJKA! Na talerz można było sobie nałożyć pastę z wędzonego tofu z orzechami włoskimi i pikatnym, świeżym ogórkiem. Jednak moim faworytem była sałatka z młodej kapusty z oliwkami oraz sosem pietruszkowym z orzechami laskowymi.


Na deser zostały podane dwa ciasta: lawendowe ciasto orzechowe z morelami oraz wegański placek cytrynowy z borówkami. A do tego, idealnie pasowało sok jabłkowy z papierówek od Sady Rajewscy.

Artmosfera na #sytobrunch

Często po brunchowych spotkaniach mam wiele przemyśleń i refleksji. Mamy zawsze dużo czasu, aby na spokojnie porozmawiać o wszystkim tym, co aktualnie dla każdego jest ważne. Nigdy nie narzucam jednego, wspólnego tematu. Daje temu wydarzeniu płynąć, ponieważ nigdy do końća nie wiem, jacy ludzie przyjdą na spotkanie.


Jestem bardzo uważna na Wasze słowa, gesty, małe żarciki. Obserwuje energię, która panuje podczas spotkania i staram się dopasować tempo czy temat rozmowy. Czasem też zwyczajnie się nie wtrącam, obserwuje, jak dobrze się wszyscy ze sobą czują.



Tak też było podczas tego spotkania. Energia między ludźmi płyneła własnym, dobrym i pozytywnym tempem. Od samego początku śmiech i gwar rozmów był głośniejszy niż muzyka, która grała w tle.


Tak sobie myślę, że totalnie obce sobie osoby, usiadły do jednego stołu i przez kilka godzin rozmawiały i dobrze się przy tym bawili. To jest w tym projekcie przepiękne, że możesz wyjść z domu i poznać kogoś nowego, innego, ciekawego. Móc otworzyć się na to, co ktoś inny ma do powiedzenia, wymienić się doświadczeniami, poznać czyjąś historię. Magia. Magia. Magia.

Pomiędzy rozmowami, Karolina, właścicielka sadu, zabrała wszystkich gości na krótką wycieczkę po całym terenie. Opowiedziała o historii tego miejsca, sztuce sadownictwa i planach na przyszłość. Zdradziła kilka sekretów uprawy jabłonek czy innych drzew owocowych. Odpowiedziała na masę pytań i pokazała najdalsze zakątki sadu.


Wszyscy wrócili zdumieni, że praca w sadzie to nie tylko pyszne owoce, ale masa wyrzeczeń, obowiązki 7 dni w tygodniu nie zależnie od pory roku i mierzenie się z wieloma wyzwaniami, na które żadna szkoła nie jest w stanie nas przygotować.


I to by było na tyle.


Piękny to był czas, który pozostawił mnie z toną przemyśleń oraz refleksji oraz poczuciem, że ten projekt jest naprawdę wartościową sprawą, a kolejna brunchowa historia została zapisana na kartach mojej pamięci.


Karolina, Tomek - dziękuję, że z takim otwartym sercem przyjeliście projektu #sytobrunch oraz wszystkich gości w Waszym przepięknym sadzie, że podzieliliście się kawałkiem swojego świata, który nie tylko jest przepiekny, ale również tak bardzo ważny i potrzebny. Każdego dnia wykonujecie wspaniałą pracę, której owoce (dosłownie) zbieracie codziennie. Dodatkowo, jesteście bardzo gościnnymi ludźmi, którzy z uśmiechem na twarzy pokonują każdą przeszkodę! Chylę czoła za Waszą ciężką pracę! Uwielbiam Was i Wasz sad!


Magda - dziękuję za przepiękną fotorelację z tak wyjątkowej edycji brunchu oraz uchwycenie tej magicznej atmosferzy, której dekoratorem było zachodzące światło. Dziękuję również za mini upominki dla brunchowych gości oraz zaangażowanie w pokazanie tego wieczoru takim, jakim był, czyli przepięknym. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze nie raz przy kolejnych realizacjach.



#sytobrunch w Sady Rajewscy nie powstałby, gdyby nie współpraca z wieloma lokalnymi (i nie tylko!) firmami:


Sady Rajewscy- lokalizacja i współorganizacja

U.Studio - sprzęt cateringowy

Manimali - wazoniki

Kwiaty - Farma kwiatów

to.kawa - zapas lokalnej, najlepszej kawy

Ayursofia - ziołowe napary


Więcej o projekcie #sytobrunch oraz kolejnych datach spotkań, odsyłam na Instagramowe konto. Dodaj do obserwowanych i bądź na bieżąco!


Jeżeli nie masz konta na Instagramie, zawsze możesz wysłać zapytanie na maila sytobrunch@gmail.com


Ściskamy

Magdalena & Karolina

Comments


bottom of page