top of page

7 urodziny projektu #sytobrunch w Freedom Gallery




Zanim rozpoczniesz czytać ten wpis, kliknij PLAY, aby w 200% zanurzyć się w tę wyjątkową urodzinową historie.


Zapraszam za drzwi Freedom Gallery !


Mam 18 lat, powoli zbliża się matura, a ja stoję przed wyborem kierunku dalszej edukacji. Wachlarz możliwości publicznych uczelni w ogóle nie porywa, więc zaczynam się zastanawiać, co tak naprawdę chciałabym w życiu robić. Zbyt wielu odpowiedzi nie miałam, jednak wiedziałam, że jest jedna rzecz, która w tamtym okresie, porywała moje serce oraz myśli, a była to sztuka uliczna.


Wszystkie talenty artystyczne otrzymał mój starszy brat, więc pozostało mi karmienie oczu sztuką w ilości przekraczającej jakąkolwiek normę. Na tyle się naoglądałam, że postanowiłam, że jak sama nie jestem w stanie tworzyć dzieł sztuki, to zorganizuje festiwal dla artystów związanych ze Street Artem.


Ponad 12 lat temu wymarzyłam sobie stworzeniu festiwalu Street Artu w Szczecinie. Zebrałam grupę znajomych i rozpoczęłam cały proces. Moim marzeniem było sprowadzenie uznanych artystów street artowych z Polski i Europy.


Nawiązywałam kontakty, ustalałam koncepcje, pisałam wnioski o dofinansowanie, zbierałam inspiracje.

Los tak chciał, że na wczesnym etapie planowanie wydarzenia 90% grupy zrezygnowała. Finalnie w ekipie zostałam ja i dwie osoby. Decyzja o porzuceniu tego marzenia złamała mi serce, jednak dała dużo do myślenia. W tamtym momencie postanowiłam, że zacznę organizować mniejsze wydarzenia po to, aby zebrać doświadczenie i finalnie zorganizować festiwal.


SPOILER: Festiwal finalnie nigdy się nie odbył 🫣



Przez ponad 12 lat pracy w branży eventowej zorganizowałam setki imprez, wydarzeń, koncertów, które doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem teraz, czyli projektu #sytobrunch !


Po tylu latach, finałem tej historii jest brunch w Freedom Gallery z okazji 7. urodzin projektu, a ja zapraszam Cię do zanurzenia się w tej historii.



Jesteśmy na szczecińskich Pomorzanach - rodzimym zagłębiu grafitti.


Spoglądam na wymalowane drzwi, przechodzę przez bramę, aby znaleźć się przed budynkiem, którym aktualnie operuje Fundacja OFF Marina Przystań Kultury. Przy ulicy Chmielewskiego 18 od pięciu lat działa Freedom Gallery, jako oddolna inicjatywa kolektywu: Lump, Szeszycka, Kraz, Muflon, Suda, ostatnio dołączył do nich Tomek Kajszczarek.


Ekipa jest konsekwentna programowo i osobna na poletku szczecińskim. Pokazują w galerii tylko sztukę ulicy - ludzi z nią związanych. Znakiem rozpoznawczym tych działań jest ignorowanie publicity, więc jak nie jesteście z branży, pewnie o tym miejscu jeszcze nie słyszeliście. Niemniej cieszy się ono dużą popularnością. Dla zainteresowanych streetartem jest obowiązkowym punktem na mapie kraju, a frekwencja na otwarciach wystaw zazwyczaj przewyższa expo instytucjonalne w tym mieście. Przestrzeń galerii mieści się pomiędzy pracowniami, w których na codzień pracuje Lump, Szeszycka oraz Kraz.

Drzwi do pracowni zostały ukryte wieloma wlepami, tagami i elementami starych instalacji.

Pokonując kilka schodów, z miejsca czujesz, że za chwilę otworzysz drzwi do zupełnie inne świata. Świata Street Artu.



Wybór kolorów przewodnich dla tej edycji był prosty. Miało być kolorowo, intensywnie i wyraziście, dokładnie tak, jak kojarzy mi się grafitti. Dlatego głównymi kolorami brunchu był: żółty, pomarańczowy oraz różowy.



Żółty to ukłon w stronę rozpoczynającej się wiosny oraz energii, która wraz z nową porą roku wypełnia miasto oraz wybudza mieszkańców z zimowego snu. Kolor pomarańczowy to mój osobisty symbol ciepła, którego tak bardzo brakuje w ostatnich marcowych dniach. To również kolor radości oraz zabawy. Symbol entuzjazmu, ambicji i towarzyskości. Mój kolor szczęścia. Dopełnieniem tej intensywnej mieszanki jest różowy w jaśniejszych odcieniach. Metafora delikatności, kobiecości i wrażliwości na otaczające nas piękno, a tego w galerii nie brakowało.





Po przekroczeniu progu galerii, na tle białych ścian, stanął długi, intensywny i kontrastujący stół. Wybrałam żółte obrusy, rdzawo pomarańczowe serwety, a dopełnieniem tego widoku były jasnoróżowe menu oraz etykiety słoików. Zależało mi na tym, aby podkreślić wyjątkowość tego miejsca, dlatego na stole pojawiło się ponad 30 różnych talerzy od Propsy Home. Ta mieszanka wzorów, kolorów oraz kształtów była niczym wisienka na torcie tego stołu.





Pomiędzy talerzami rozstawione zostały najróżniejsze wazony z kwiatami od Manimali. W buteleczkach o różnych kształtach oraz kolorach zostały wsadzone żółto pomarańczowe róże, écru tulipany, piękne jakby poszarpane różowe gerbery oraz dla kontrastu ciemnofioletowy Helleborus.


Kwiatowy festiwal piękna dla oczu. Trudno było oderwać wzrok o tych barw. Czysta przyjemność.



Kiedy oczy nacieszyły się widokiem detali, czas na przedstawienie kilku pozycji menu, które smakowo, jak i kolorystycznie zostały dopasowane do całej aranżacji. Podczas tej urodzinowej edycji na stole znalazło się kilka brunchowych hitów oraz nowości. Mimo wszystko numerem jeden okazała się pieczona marchewka na jogurcie z tahini z żurawiną oraz płatkami migdałowymi. Idealnym dodatkiem była sałatka z białej kapusty z makiem i orzechami ziemnymi w słodkiej glazurze z kurkumy w limonkowym sosie czy pasta z żółtego grochu z pietruszkowym toppingiem z kaparami i cytryną.


Jedzenie znikało w ekspresowym tempie, ale mimo wszystko, gwiazdą tego brunchu, ponownie, była mamina beza w klasycznym wydaniu: z kremem mascarpone i owocami. Nie został nawet okruszek.







Po uczcie dla podniebienia przyszedł czas na ucztę dla oczu.


W przerwie pomiędzy jedzeniem, a rozmowami, gospodarze galerii otworzyli nam drzwi do swoich pracowni.



Po prawej stronie od wejścia znajduje się pracownia Lumpa - szczecińskiego artysty, w kręgach graffiti od 1999 roku. Działacz w przestrzeni miejskiej, malarz muralista, konstruktor instalacji przestrzennych, fotograf. Zaprosił gości brunchu do swojego świata pełnego pustych puszek po farbach, mieszanki różnych elementów, z których później tworzy swoje prace. Ciemna, a zarazem przytulna przestrzeń pełna pereł z dawnych lat, którym w swoich pracach, Lump nadaje drugie życie.




Po przeciwnej stronie zaglądamy do pracowni Katarzyny Szeszyckiej - malarki i artystki. Przestrzeni jasnej, przestronnej i poukładanej. Totalne przeciwieństwo tego, co można znaleźć po drugiej stronie. To pracownia pełna farb, narzędzi malarskich i prac, które od początku zatrzymują człowieka i porywają do refleksji. Kuszą swoją tajemniczością i głębią, która porywa od progu jej pracowni.





Po eksploracji tych wyjątkowych przestrzeni wracamy do stołu, aby dokończyć te przerwane rozmowy. By w gwarze rozmów, śmiechu i dobrej energii wrócić do powolnej celebracji tej wyjątkowej niedzieli. Totalnie nie wiem, kiedy ten wspólny czas minął. I gdyby nie obecność Justyny, myślę, że nie miałabym ani jednego zdjęcia z tego spotkania, bo tak bardzo pochłonęły mnie Wasze historie. A chyba najbardziej poruszyła mnie fakt, że coraz częściej na brunch przychodzą osoby, które mieszkają poza Szczecinem.




Tym razem przy wspólnym stole oprócz lokalnej reprezentacji, przyjechały osoby z Nysy, Gdańska, Berlina czy samej Norwegii. Jest mi ogromnie miło, że dzięki temu projektami, Szczecin staję się miejscem, do którego chcecie przyjechać i poznać to miasto od tej nietuzinkowej strony. To czysta przyjemność być swego rodzaju przewodnikiem i pokazywać Szczecin, jakiego nawet mieszkańcy tego miasta nie znają.



I to by było na tyle.


Kolejna brunchowi historia została zapisana na kartach mojej pamięci. Po raz kolejny moje serce zostało napełnione energią, która nie pozwala zwalniać! Po takim spotkaniu chce tylko więcej!


Szeszycka, Lump, Muflon, Kraz, Suda - DZIĘKUJĘ z całego mojego brunchowego serca za gościnę, otwartość oraz wymianę dobrej energii. Z ogromnym podziwem obserwuje Wasze poczynania i kibicuje, aby Wasza Galeria funkcjonowała jak najdłużej. Wprowadzacie do tego miasta kawał potrzebnej sztuki, różnorodności i wyjątkowości.


Justyna - dziękuję za bardzo za uwiecznienie tych urodzinowych chwil. Za świetną energią, otwartość na nowości i działanie w niełatwych warunkach. Za ciepło bijące ze zdjęć oraz uchwycenie lekkości, która panowała podczas tego spotkania.



#sytobrunch w Freedom Gallery nie powstałby, gdyby nie współpraca z wieloma lokalnymi (i nie tylko!) firmami:


Freedom Gallery - lokalizacja

Justyna Bednarz- zdjęcia

PropsyHome - zastawa: talerze

Manimali - wazony

U.Studio - sprzęt cateringowy

App Wypożyczalnia- obrusy i serwety

PixieDixieStudio - oprawa graficzna, menu i etykiety

to.kawa - zapas lokalnej, najlepszej kawy

Ayursofia - ziołowe napary

Mama Beata - wsparcie w pieczeniu ciast


Więcej o projekcie #sytobrunch oraz kolejnych datach spotkań, odsyłam na Instagramowe konto.

Dodaj do obserwowanych i bądź na bieżąco!



















Jeżeli nie masz konta na Instagramie, zawsze możesz wysłać zapytanie na maila sytobrunch@gmail.com




Do zobaczenia przy wspólnym stole!

Magdalena











bottom of page